Jeśli nie chcemy wydawać miliardów na renaturyzację rzek, to nie niszczmy tych ekosystemów – mówi przyrodnik Marek Elas z WWF. Dodaje, że rzekę łatwo zniszczyć – wystarczy do tego koparka. A do naprawy potrzebne są znacznie większe pieniądze i wiedza.
– Rzeka to dynamiczny i skomplikowany ekosystem, który bardzo łatwo popsuć, a trudno naprawić – mówi w rozmowie z PAP przyrodnik z WWF Polska Marek Elas. Jak wyjaśnia, ingerencje człowieka w ekosystem rzeczny prowadzą zwykle do uproszczenia jego struktury. – Jest tyle elementów związanych z działaniem rzek, które należy brać pod uwagę, że człowiek najczęściej nie jest w stanie w swoich planach uwzględnić ich wszystkich – mówi.
Z danych WWF Polska wynika, że w naszym kraju znajduje się 150 tys. km rzek. Z tego zaledwie 20-25 proc. to rzeki pozostawione w stanie naturalnym, gdzie człowiek nie dokonał jeszcze dużych ingerencji. W ramach programu „Strażnicy Rzek” WWF Polska chce aktywizować mieszkańców terenów nadrzecznych, by stali się „rzecznikami swoich rzek”. By chcieli się o nie troszczyć i aktywnie działać na rzecz poprawiania ich stanu.
Jak zauważa Marek Elas, rzeka to nie tylko woda, ale i jej koryto, brzegi, cała dolina rzeczna, a więc obszar, gdzie rzeka wylewa. Od tych wszystkich elementów zależy życie organizmów tworzących ekosystem rzeki.
Naturalnym procesem związanym z działaniem rzeki jest ciągła zmiana koryta, którym rzeka płynie – mówi przyrodnik z WWF i dodaje, że jeśli regulujemy rzeki, betonujemy ich brzegi, rzeka traci możliwość zmian swojego koryta i najczęściej staje się uboga w gatunki i siedliska. I tak np. lasy łęgowe, starorzecza, łąki zasilane dawniej przez rzekę zostają od niej odcięte, a środowisko ulega degradacji.
Poza tym prostowanie rzek sprawia, że tracimy kilometry biegu rzeki, jej zakola, a więc miejsca, o różnej głębokości i bardzo zróżnicowanym przepływie wody. – Tam na krótkim odcinku mamy wypłycenia, mielizny, głęboczki – wymienia Marek Elas. A to sprzyja życiu wielu organizmów. Bo np. są ryby, które składają ikrę jedynie w żwirze na płyciznach, albo jedynie na określonych roślinach, a kryjówki znajdują pod zwalonymi pniami drzew. – A ryba nie jest w stanie skutecznie się rozmnażać w rzece skanalizowanej, która w przekroju wygląda jak wybetonowany trapez – opowiada przyrodnik.
Marek Elas Powołuje się na badania Polskiego Związku Wędkarskiego na jednej z rzek, z których wynikło, że po regulacji rzeki dramatycznie spadła tam masa ryb.
– Ludzie próbują uporządkować to, co się dzieje z rzeką i zapanować nad tym. Ale doświadczenia pokazują, że to się często odbija czkawką. Rzeka to tak silny żywioł, który dąży do powrotu do stanu pierwotnego. Jedna ingerencja w rzekę ciągnie za sobą konieczność przeznaczania na to kosztów w kolejnych latach. Natomiast rzeka nieuregulowana się sama odtwarza. Jest dla ludzi bezkosztowa – waża przyrodnik.
Pytany o koszty związane ze stratami powodziowymi, odpowiada: – Straty powodziowe zaczęły powstawać, kiedy człowiek zaczął się budować zbyt blisko rzeki. Niestety, ale zalewanie jest kosztem, który trzeba ponieść, jeśli zdecydujemy się mieszkać nad rzeką. Jeśli nie chcemy, by rzeka nas zalewała, po prostu nie budujmy się na terenach zalewanych przez rzeki. A jeśli się osiedlamy – respektujmy to, że wylewanie rzeki jest czymś naturalnym – uważa.
– Jeśli gminy tworzyłby miejscowe plany zagospodarowania z uwzględnieniem miejsc, w których rzeka ma naturalne obszary wylewania, można powiedzieć, że straty powodziowe byłyby zminimalizowane – dodaje. Zwraca uwagę, że mapa terenów zagrożonych powodzią udostępniana jest przez ISOK.
Dodaje, że jeśli pogodzimy się z procesami, jakie naturalnie zachodzą na rzekach, zamiast z nimi walczyć, łatwiej nam będzie z rzekami współegzystować. Zwraca uwagę, że w dolinie Odry udostępniono 600 ha terenów, gdzie może ona swobodnie wylewać. A wały przeciwpowodziowe odsunięto od rzek. Dzięki temu rzeka nie będzie zagrożeniem dla mieszkańców. Przyrodnik chwali takie działania.
Marek Elas dodaje, że rzeki nieuregulowane nie tylko nie pochłaniają pieniędzy, ale generują zyski świadcząc usługi ekosystemowe. Takie usługi można próbować przeliczać na realne pieniądze. To choćby retencja, stabilizowanie klimatu czy usługi rekreacyjne. Z badań WWF prowadzonych kilka lat temu wynikało, że ponad 80 proc. ludzi preferuje widok rzeki nieuregulowanej w stosunku do uregulowanej. A z tym związane jest to, że ludzie są gotowi wydawać pieniądze, by przyjechać nad naturalną rzekę, wynająć tam mieszkanie, kajak czy spędzić weekend. Rzeki uregulowane już nie są tak częstym celem turystów.
Ekosystem rzeki ma również możliwość rozkładania i pochłaniania zanieczyszczeń, np. związków azotu i fosforu w wodzie. To również ochrona przed powodziami czy suszami. Tereny podmokłe bardzo dobrze wiążą węgiel atmosferyczny, co ma wpływ na ograniczenie negatywnych skutków zmian klimatycznych. Przyrodnik wyjaśnia, że takie usługi ekosystemów można już próbować jakoś wyceniać. – Jeśli nie chronimy rzek, możemy te usługi stracić – powiedział Elas.
– Wiele krajów zachodnich – mówi Marek Elas – zauważyło już, że niszczenie ekosystemów rzek – np. regulowanie biegu rzeki czy budowanie tam – wcale nie jest dla człowieka najkorzystniejszą opcją. Dlatego coraz częściej podejmuje się tam prace zmierzające do przywrócenia stanu naturalnego. – Renaturyzacja rzek jest procesem dużo kosztowniejszym i trudniejszym niż ich psucie. Psucie wymaga koparki. Renaturyzacja wymaga wiedzy. Więc może zamiast naprawiać rzeki wystarczy ich nie niszczyć? – pyta. I dodaje: – Uczmy się na błędach innych krajów. Wtedy oszczędzimy miliardy złotych, które będą później potrzebne na renaturyzację rzek.
Źródło: Ludwika Tomala, PAP – Nauka w Polsce