Zanim trafią na nasz stół…

autor: • 20 grudnia 2019 • Lifestyle, NajnowszeKomentarze: (0)

Karp to tradycja i na stole być musi – tak uważa wielu Polaków. I choć powiązanie Bożego Narodzenia z tą rybą nie jest wcale tradycją długą (bo XX-wieczną), to trudno sobie dziś wyobrazić, by jednym z dwunastu dań nie była ta tłusta, słodkowodna ryba.

Problem w tym, że „ryba też człowiek”, to znaczy odczuwa strach i ból podobnie jak inne złożone kręgowce. Tymczasem warunki odłowu, transportu i sprzedaży karpi wciąż budzą wiele wątpliwości. Nic zresztą dziwnego, skoro rzecznik prasowy hodowców karpi nie wie nawet, że ryby są zdolne do cierpienia, choć to panuje w tej materii konsensus naukowy.

Przy okazji zakupów świątecznych warto więc pamiętać, by ryba nie cierpiała niepotrzebnie. Co możesz zrobić? Po pierwsze, kupić rybę już zabitą, a nie zabijać ją w domu. To nie tylko wygodniejsze, ale i skraca okres cierpienia czy ryzyko niepotrzebnego bólu (prawidłowy ubój z ogłuszeniem wymaga wprawy).

Jeśli już rybę kupujemy żywą, to trzeba pamiętać, by zapewnić jej podczas transportu dostęp do wody, choćby w ograniczonej ilości. Wbrew powszechnym mitom, karp nie oddycha przez skórę poza wodą, czyli podczas transportu w worku bez wody po prostu się dusi.

Jako klienci możemy również ingerować w sposób sprzedaży karpi. Trzeba pamiętać, że główny lekarz weterynarii wprowadził zalecenia, których sprzedawcy muszą się trzymać. Nie mniej niż 1 litr wody na 1 kg masy ryb, do tego woda musi być napowietrzona i nie rzadziej niż co 12 godzin jedna trzecia wody powinna być wymieniana. Jeśli widzimy, że ryby są traktowane gorzej niż powinny, można to zgłosić na policję, do powiatowego inspektora weterynaryjnego czy do organizacji pozarządowych zajmujących się dobrostanem zwierząt.

Jako ilustracje tekstu wykorzystano część fotoreportażu Andrew Skowrona

Pin It

Podobne artykuły

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *