Liliana Poszumska, twórczyni szkoły językowej „La Mancha” w Gdyni oraz założycielka wydawnictwa „Todo La Mancha”. Dziś opowie o tym, co ją inspiruje w życiu oraz dlaczego spełniać swoje marzenia.
Proszę opowiedzieć o działalności Pani firmy. Jak znalazła się Pani w tym miejscu swojej kariery zawodowej, w którym jest obecnie?
Skończyłam filologię angielską i hiszpańską w specjalizacji nauczycielskiej. Uczyłam się zatem po to, by być lektorem. I byłam nim przez wiele lat w różnych szkołach językowych w Łodzi i Gdyni. Nie do końca jednak zgadzałam się z ich polityką. Przepełnione grupy, niedobrane pod względem wieku i poziomu nauczania, brak odpowiedniego programu i planu nauczania, stare podręczniki i nieprzeszkolona kadra. Tak to kiedyś wyglądało. Postanowiłam to zmienić i założyć własną szkołę na własnych zasadach.
Założyłam La Manchę w 2011 roku i od tamtej pory nieprzerwanie świadczymy usługi edukacyjne i tłumaczeniowe z języka hiszpańskiego, portugalskiego, francuskiego, włoskiego i katalońskiego, a także promujemy kulturę krajów hiszpańskojęzycznych w Polsce. Jesteśmy placówką posiadającą akredytację kuratorium i akredytowanym centrum egzaminacyjnym DELE przy Instytucie Cervantesa w Warszawie. Mamy siedzibę w Gdyni i jedną placówkę franczyzową w Gdańsku, bo kilka lat temu stworzyłam system franczyzowy La Manchy.
W międzyczasie skończyłam na UW podyplomowe studia tłumaczeniowe i po dwóch latach intensywnej nauki zdałam egzamin państwowy w Ministerstwie Sprawiedliwości na tłumacza przysięgłego języka hiszpańskiego. Zostałam zaprzysiężona w 2012 roku jako pierwsza i jedyna tłumaczka przysięgła języka hiszpańskiego w Gdyni. Jest tak do dziś.
Zaczęłam moją przygodę z przedsiębiorczością, pracując po 16 godzin na dobę jako lektor, marketingowiec, handlowiec, czy nawet pani sprzątająca szkołę po godzinach. Miałam wówczas 17 uczniów i jedną wynajmowaną salę. Dziś La Mancha to nowoczesne, w pełni wyposażone w sprzęt multimedialny, ponad dwustumetrowe centrum językowe, które zrzesza 20 lektorów i ponad 300 uczniów. Mam sekretarkę, metodyka, specjalistę od marketingu, informatyka. A ja tylko wytyczam trendy (śmiech).
Co było najtrudniejsze w dążeniu do sukcesu zawodowego?
Nie wiem, czy odniosłam sukces, ale jeżeli tak to postrzegać, to mogę tylko powiedzieć, że wszystko do czego doszłam, zawdzięczam ciężkiej pracy. Najpierw jedne, potem drugie studia, podyplomówki, kursy, kilka lat pracy na dwóch etatach, potem rozwijanie własnej działalności.
Ciężko było zdać egzamin na tłumacza, bo jest on bardzo trudny, i co roku zdaje go kilka osób na kilkaset starających się kandydatów. Egzamin składa się z dwóch części, pisemnej i ustnej, zdaje się go w Ministerstwie Sprawiedliwości, bez użycia jakichkolwiek pomocy naukowych, a zarówno teksty pisemne, jak i nagrania z egzaminu ustnego, sprawdzają niezależni eksperci z kraju i zagranicy. Stres jest ogromny i to on gubi większość śmiałków, którzy podchodzą do egzaminu. Ja zdałam go za pierwszym razem, mimo że dawałam sobie aż dziesięć prób i dziesięć lat na osiągnięcie celu.
Najtrudniejsze chyba jednak jest pogodzić to wszystko z macierzyństwem! Jestem mamą prawie sześcioletniej Gabi i to lawirowanie między domem a prowadzeniem firmy czasami bywa bardzo ciężkie. W ciągu dnia, gdy Gabi jest w przedszkolu, to ja jestem w szkole, prowadzę zajęcia, nadzoruję pracę sekretariatu, rozwiązuję problemy. Po południu spędzam czas z Gabi, a wieczorem, po położeniu jej spać, zazwyczaj siadam do tłumaczeń, piszę książkę, odpisuję na maile i nadrabiam zaległości. Są dni, że pracuję po 12 godzin, ale nie skarżę się. Wiem, że to tylko etap przejściowy, że przyjdzie czas większego luzu i odpoczynku, a poza tym, jak już mówiłam, lubię to, co robię.
Jak radziła sobie Pani z trudnościami i przeszkodami?
Ufałam i ufam własnej intuicji i pracuję. Nie odkładam rzeczy na potem, staram się nie rozpamiętywać, nie rozmyślać, nie rozkminiać, tylko działam i robię to, co trzeba. Taką próbą dla mojego, ale pewnie i dla większości biznesów, było zamknięcie spowodowane pandemią. Kiedy w kwietniu okazało się, że prędko nie wrócimy do szkoły, zakasałam rękawy i wzięłam się do pracy.
Razem z moim zespołem stworzyliśmy własną hiszpańską platformę do nauki hiszpańskiego, opracowaliśmy szereg materiałów, napisałam osiem e-booków do nauki hiszpańskiego, z ćwiczeniami i nagraniami inspirowanych moimi podróżami do Chile, Argentyny, Wenezueli, Peru, Boliwii, Meksyku, Gwatemali i Kuby. Działałam, zarywając noce, bo w ciągu dnia zajmowałam się moją córką, która z oczywistych powodów nie chodziła do przedszkola. Do tej pory nie wiem, skąd brałam na to wszystko siłę.
Tak samo było rok temu, kiedy właściciel wówczas wynajmowanego na siedzibę szkoły lokalu podniósł z dnia na dzień czynsz o prawie 100%. Niewiele myśląc, zaczęłam szukać własnego lokalu, wzięłam kredyt hipoteczny, kupiłam zdezelowany szereg i w pół roku stworzyłam z niego nowoczesną i piękną szkołę. Nie myślałam o tym, że zaciągam kredyt na 30 lat, że nie śpię po nocach, że pracuje ponad siły, po prostu dążyłam do wyznaczonego celu i działałam! Myślę, że pomaga mi w tym mój zadaniowy charakter i to, że jestem mistrzynią logistyki i ogarniania kilku rzeczy naraz, a do tego chyba nie brak mi kreatywności (śmiech).
Dlaczego nigdy nie warto się poddawać? A jeśli już się poddać i zacząć coś nowego, to kiedy?
Jeżeli wierzy się w to, co się robi, to nie warto, nie można się poddawać. Prędzej czy później osiągnie się sukces. Trzeba tylko, albo aż, wierzyć w siebie i działać. Nieraz miałam chwile zwątpienia, czy to, co robię ma sens, czy ktoś doceni mój wysiłek, czy odniosę sukces. Staram się jednak nigdy nie poddawać i nie pozwalać na to, by czarne myśli przesłoniły mi cel, do którego dążę.
Pisząc obie książki podróżnicze, a następnie osiem e-booków do nauki hiszpańskiego, nie myślałam o tym, co będzie, jak się nie spodobają czy nie sprzedadzą. Dawałam z siebie wszystko, pracowałam na 120%, pisałam, tłumaczyłam, poprawiałam, do skutku, do ostatniego przecinka czy kropki. Nie dawałam za wygraną, nie odpuszczałam, książki musiały być idealne, dopracowane w najmniejszym szczególe, takie, jakie sobie wymarzyłam. Na sukces nie trzeba było długo czekać.
Moja pierwsza książka „Toros bravossueltos” zdobyła nagrodę Magellana 2020 w kategorii album podróżniczy. To jest najlepsze ukoronowanie mojego wysiłku i godzin spędzonych podczas pracy nad książką. Podobnie cieszy każda miła opinia, każda pozytywna reakcja na nasze prelekcje podróżnicze, a tych prowadzimy wraz z mężem sporo, zarówno na żywo, jak i – ostatnimi czasy – online. Gdy słyszę, że kogoś inspiruję, że rozbudziłam w nim pasję do hiszpańskiego czy do podróżowania, to jest to dla mnie najlepsza nagroda i rekompensata nieprzespanych nocy.
Co poradziłaby Pani kobietom, które obecnie znajdują się w trudnej zawodowo sytuacji?
Żeby zastanowiły się, czy to, co robią, daje im satysfakcję. Jeżeli tak, to trudności przeminą, bo jak to mówią wszystko mija, nawet najdłuższa żmija. Trzeba zacisnąć zęby, uwierzyć w siebie i pracować, a sukces przyjdzie w najmniej spodziewanym momencie.
Jeżeli zaś podskórnie czują, że to nie to, to powinny wyjść ze swojej strefy komfortu, zaryzykować, zmienić pracę, pójść na swoje, zacząć robić to, co naprawdę sprawia im przyjemność. Jak się robi, to co się lubi, to praca przestaje być pracą, a staję się pasją. Myślę, że o to w tym wszystkim chodzi. Żeby podążać za swoimi marzeniami i walczyć o siebie, a odniesie się sukces.
Po więcej informacji o działalności naszej Bohaterki zapraszamy tutaj:
Fot. Bohaterki – Mika Szymkowiak
Fot. Szkoły – Moody Light Studio oraz materiały własne z wyjazdów