W dobie rosnącej dbałości o planetę, zrównoważonego rozwoju i powrotu do kuchni nieprzetworzonej wygląda na to, że witarianizm dla wielu będzie strawny. Co to takiego? Styl życia bazujący na surowych produktach, bez ich obróbki termicznej.
„Komórka ludzkiego ciała jest w stanie przyswoić tylko to, co naturalne. Dlatego witarianie żyją w zgodzie i harmonii z naturą. Szanują świat zwierząt i nie jedzą mięsa” – te słowa zaczynają informację prasową rozsyłaną na zlecenie autorów książki o witarianizmie. Niewiele jest w nich jednak prawdy. Nie podejmujemy nawet teorii o „przyswajaniu tylko tego, co naturalne”, bo przeczy temu cała współczesna medycyna (i przyswajanie syntetycznych produktów w ogóle), ale nawet kwestia niejedzenia mięsa nie jest wcale jednolicie przestrzegana u witarian. Dla wielu z nich mięso jest równie naturalne, co pestki czy owoce, byle nie zostało niepotrzebnie poddane obróbce cieplnej.
Witarianizm, jak wiele stylów życia, ma odmiany wegańską i wegetariańską, ale nie są one jedynymi interpretacjami. Ten najszerzej pojmowany dopuszcza jedzenie znane naszym praprzodkom, zanim zaczęli stosować ogień (jakieś 400 tys. do 1,5 mln lat temu – spory naukowe trwają). Można więc sięgnąć po surowe mięso, owady, a nawet ziemię.
Dieta witariańska jest fit…
Ze wspomnianym na początku cytatem zgodzić się można tylko w jednym: witarianizm ma dać życie bliżej natury i pierwotności. Luźno pojęta duchowość i dążenie do oczyszczenia diety z niezdrowej, przetworzonej żywności brzmi wystarczająco lekkostrawnie, by spróbować.
W końcu, cóż złego jest w świeżo wyciskanych sokach, surówkach, pastach, całych warzywach czy nawet tatarach? Z zasady nic, to faktycznie świetny sposób na oczyszczenie organizmu. Nikomu nie trzeba przecież tłumaczyć, że o szkodliwości wielu przetworzonych potraw produkowane są każdego dnia tony badań. Dosłownie tony, gdyby ktoś chciał wszystko to drukować. Żyjemy w dobie epidemii otyłości, cukrzycy i nowotworów, więc „ucieczka w naturę” wydaje się niemal naturalnym odruchem.
Problem w tym, że przy zaproszeniach do witarianizmu, jak wspomniana na wstępie informacja prasowa przesłana do naszej redakcji, nie ma ani słowa o podejmowanym ryzyku. A trzeba być świadomym, że same warzywa, owoce i nasiona (lub – w mniej ortodoksyjnych wersjach – nabiał i surowe mięso) to niekoniecznie pełne zdrowie.
Dieta witariańska to dieta restrykcyjna, mogąca łatwo doprowadzić do niedoborów w organizmie. By w dzisiejszym świecie bezpiecznie dobrać odpowiednią dietę bez produktów przetworzonych termicznie, trzeba skonsultować się z dietetykiem. Nie wystarczą porady online, w dodatku zwykle z wątpliwej jakości źródła. W przeciwnym razie ryzykujemy słabszymi kośćmi czy zębami, a w przypadku dzieci lista potwierdzonych naukowo konsekwencji może być bardzo długa. Jeśli więc ktoś chce spróbować witarianizmu, musi być świadom, że zbilansowanie takiej diety to poważne wyzwanie.
W zamian witarianizm ma jednak coś do zaoferowania. Skoro mówimy o diecie niedoborów, to i nie zdziwi nas znacząca utrata wagi w trakcie stosowania diety dosłownie surowej, nie tylko w sensie dyscypliny. Tu skuteczność jest potwierdzona nie mniej, niż związane z nią ryzyko niedoborów.
…ale samouzdrowienie to niebezpieczny mit
Niestety, witarianie idą często o jeden krok za daleko, odcinając się również w całości od współczesnej medycyny. Nie jest to problemem, gdy mówimy o okładzie z liścia kapusty na stłuczoną nogę – wszak medycyna czerpie obficie z walorów kapusty i potwierdza jej działanie.
Sokoterapia też brzmi doskonale, gdy mamy na myśli odstawienie słodkich napojów czy okresowy „detoks”. Trzeba jednak mieć świadomość, że wyciskanie soków może okazać się dalece niewystarczające w walce z poważnymi chorobami. Owszem, sok z kapusty jest doskonały dla naszego układu pokarmowego, chroni przed wrzodami i pomaga po ich wystąpieniu, ale nie jest lekiem sam w sobie.
Przykład kapusty pada nieprzypadkowo, ponieważ na stronach o witarianizmie często pada argument, że spożywanie soku z kapusty samo w sobie leczy wrzody. Sprawdziłem więc przypis odnoszący do teksańskiego badania dr. Williama Shive’a. To niestety manipulacja. Dr Shive rzeczywiście potwierdził prozdrowotne właściwości kapusty, jednak podawał nie sok wyciśnięty z warzywa, lecz lek na bazie ekstraktu z glutaminy zawartej w kapuście.
Manipulowanie informacjami o „wspaniałych lekarstwach” to niestety nie koniec. Jeśli ktoś je świeże mięso (w tym z ryb) lub pije mleko wprost od zwierzęcia, może paść ofiarą wielu infekcji lub pasożytów. Co gorsza, w promowaniu witarianizmu skrajnie rzadko pojawia się odpowiedzialne informowanie, że wiele rodzajów żywności na gotowaniu może zyskać lub mają szkodliwe właściwości w surowej formie.