Można być w stałym związku i odczuwać samotność. Samotność zabija, a lekiem na nią jest jakość i głębia naszych relacji.
Z ustaleń duńskich uczonych ze Kopenhaskiego Szpitala Uniwersyteckiego wynika, że samotność zarówno w przypadku kobiet, jak i u mężczyzn dwukrotnie lub prawie dwukrotnie zwiększa ryzyko przedwczesnej śmierci z powodu rozmaitych chorób serca. Samotność zdefiniowano jako poczucie braku właściwej więzi z innymi. Nowe podejście?
Badania dotyczące wpływu samotności na zdrowie, które robiono w przeszłości, zajmowały się innymi czynnikami. Brano pod uwagę fakt, czy ktoś mieszka sam, czy jest singlem, wdowcem, czy rozwodnikiem. Chodziło więc o stan cywilny i skład gospodarstwa domowego. Tutaj wzięto pod uwagę subiektywne poczucie samotności, czyli nacisk położony został na jakość relacji, na odczuwanie satysfakcji ze zbudowanych więzi. I okazało się, że nie sam fakt bycia w relacji, ale jakość tej relacji jest w stanie chronić człowieka przed chorobami cywilizacyjnymi, chorobami serca.
Dlaczego samotność może dosłownie zabić? Co daje nam bliska relacja z innymi?
Bliska relacja chroni na kilka sposobów. Daje nam poczucie bezpieczeństwa, które wiąże się z relacjami stałymi, trwałymi, pełnymi życzliwości, wspierającymi. To są takie relacje, w których człowiek ma poczucie, że nie sam jest odpowiedzialny za dźwiganie swoich trudności, że może je z kimś podzielić. Bliskie więzi z innymi ludźmi dają nam nieocenione wsparcie psychiczne.
Dalej jest poczucie sensu. Widzę, że ktoś był przede mną, ktoś jest po mnie w relacjach rodzinnych. Dużo się teraz mówi, że relacje rodzinne zastępują nam znajomi i przyjaciele, ale więzów krwi nie da się tak łatwo wykluczyć. Potrzebne są ciepłe, bliskie relacje, z rodzicami, z dziećmi, świadomość bycia potrzebnym i dla kogoś ważnym, obserwowanie zmian pokoleniowych. To też sprawia, ze nie czujemy się samotni.
Że jesteśmy częścią czegoś większego?
Tak, że widzimy, że coś było przed nami i kawałek naszego życia jest kontynuowany.
Kolejny element dobrych relacji: dają nam bodźce do rozwoju. Zwracamy uwagę na bodźce zmysłowe, na estetykę, doświadczenia, doznania, wrażenia, które nas rozwijają. Tymczasem bycie w bliskiej relacji również stanowi bodziec do rozwoju, pewne życiowe wyzwanie, którego współczesny człowiek potrzebuje. Jeżeli tego nie ma, czujemy w tym obszarze samotność, bo nie ma relacji, która by nas pobudzała do odkrywania różnorodnych wymiarów życia społecznego, do pracy nad sobą. Ostatnia rzecz, nie mniej ważna, którą daje nam dobra relacja to pozytywne emocje – odprężenie, przyjemność, błogość, ekscytacja, szczęście. Dobre emocje mają duży wpływ na zdrowie i funkcjonowanie całego organizmu.
Można być w relacji, nawet z kimś mieszkać, ale tych punktów, elementów o których rozmawialiśmy może nie być.
Tak, wtedy pojawia się poczucie samotności. To relacja, która nie chroni przed chorobami cywilizacyjnymi.
Nie ma pani wrażenia, że jest takich relacji jest coraz więcej? Że ludzie mieszkają ze sobą, ale jakość ich relacji jest niewystarczająca, żeby zapewnić te wszystkie rzeczy, o których mówimy?
Powiedziałabym, że może być wręcz odwrotnie, bo dziś ludzie nie mają tendencji do trwania w relacjach, które nie dają im spełnienia. Od związku nie oczekujemy jedynie stabilności, bezpieczeństwa ekonomicznego, pozycji społecznej, którą kiedyś dawało małżeństwo. Potrzebujemy też bezpieczeństwa emocjonalnego, poczucia sensu, bodźca do rozwoju itd. To są w dużej mierze nowe oczekiwania w stosunku do naszych związków. I kiedy te warunki nie są spełnione – łatwiej kończymy takie relacje. Żyjemy w świecie czystych relacji, które są zbudowane na uczuciach, na miłości. Gdy tego nie ma, gdy pojawia się samotność w związku, łatwiej jest nam, przynajmniej w naszym kręgu kulturowym, takie relacje zakończyć.
Mamy kulturowo, prawnie oraz instytucjonalnie większe przyzwolenie, na to, bytaką relację zakończyć i wejść w nową. Nawet w późnym wieku dać sobie szansę na szczęście w miłości, a nie tkwić w toksycznym albo choćby niesatysfakcjonującym układzie.
Czy to nie oznacza jednak, że nasze oczekiwania wobec relacji stają się nierealne? Że wciąż będziemy czegoś szukać, bo relacja nie będzie nam dawać tego co chcemy?
Zgadza się, to pierwsza narzucająca się interpretacja, poparta zresztą statystykami. W wielu przypadkach mogą to być nierealne oczekiwania, które prowadzą do częstszego rozpadania się związków i pogoni za tym, co nie istnieje, ale z drugiej strony obserwujemy przeciwne trendy. Na przykład rozwija się kultura terapeutyczna, rynek poradnictwa rodzinnego, terapii par. Ludzie zaczynają zdawać sobie sprawę, że można pracować nad związkiem. Że sami nie jesteśmy idealni i żyjemy z ludźmi, którzy też nie są idealni. Tak więc wiele z naszych oczekiwań może być nierealistycznych, ale z drugiej strony mamy takie instytucje, które pozwalają nam przepracować te oczekiwania.u
Z jeszcze innej strony rodzina dużo bardziej niż kiedyś się otwiera. Mamy outsourcing emocjonalny i różne potrzeby nie tylko te w zakresie emocji pomiędzy partnerem i partnerką, mężem – żoną, chłopakiem – dziewczyną można zaspokoić na zewnątrz. Mówię tu na przykład o praktykach związanych z wychowywaniem dzieci. Czas i zaangażowanie rodzica mogą zastąpić w różnym wymiarze niania, żłobek, przedszkole, szkoła, zajęcia dodatkowe, grupa rówieśnicza. Powiedziałabym, że z jednej strony oczekiwania w stosunku do bliskich relacji są większe, ale z drugiej strony obserwujemy, że centrum naszego świata relacji lokuje się coraz częściej poza domem.
Czyli tak naprawdę wszystko zmierza w tym kierunku, żeby człowiek był coraz mniej sam?
I tak i nie. Jeśli chodzi o zagęszczenie relacji, mamy coraz więcej szans na kontakt z drugim człowiekiem, czy to sieciowy, czy face to face. Są to jednak kontakty, które mogą być emocjonalnie obojętne albo stresogenne, dostarczać bodźców, które wcale nie są pozytywne. Fakt, że w życiu zawodowym i osobistym jesteśmy zmuszeni do intensywnego wchodzenia w interakcje wiąże się także z tym, że jesteśmy poddawani ocenie, krytyce, pojawia się poczucie zagrożenia związanego z wchodzeniem w relacje. Kontakty międzyludzkie generują różne emocje. Również te zagrażające. Ciągle stoimy więc na stanowisku, że głębokie relacje czy to rodzinne, przyjacielskie czy miłosne, pomagają nam funkcjonować w zdrowiu psychicznym, i jak się okazuje – także w zdrowiu fizycznym. Generalnie nie warto być samotnym, warto mieć bliskie relacje, bo nawet liczne ale powierzchowne kontakty nie zapobiegają poczuciu samotności.
Pytanie, czy nam się chce pracować na takie głębokie relacje?
I czy mnogość interakcji czy kontaktów krótkotrwałych, nie konsumuje budżetu czasu, jakim w ogóle dysponujemy na relacje międzyludzkie. Ten czas się nie rozmnoży.
Każdy z nas ma inne możliwości i potrzeby związane z wchodzeniem w interakcje. Są ludzie introwertyczni, mniej potrzebujący kontaktów i ekstrawertycy, którzy potrzebują ich więcej. Jak ktoś się „wyprztyka” z czasu w „small talkach”, to potem może być tak, że nie znajdzie go na głębszą relację. Trzeba ustalić sobie priorytety, ocenić co jest dla nas ważne.
Rozmawiała Anna Piotrowska, zdrowie.pap.pl
*dr Katarzyna Kalinowska – badaczka społeczna, socjolog, antropolog współczesności, absolwentka Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się m.in. badaniami młodzieży, socjologią emocji i miłości, problematyką stylów życia oraz metodologią badań jakościowych. Współpracuje z instytucjami kultury i organizacjami pozarządowymi przy diagnozach i ewaluacjach projektów społecznych, szczególnie w obszarze edukacji kulturalnej oraz pedagogiki teatru.