Miłość w czasach średniowiecza

autor: • 28 kwietnia 2024 • Lifestyle, NajnowszeKomentarze: (0)

Średniowiecze to bardzo dziwna epoka. Niby nic specjalnego się wówczas nie działo, niby dopiero renesans przyniósł ludzkości odrodzenie, ale średniowiecza ignorować nie należy. Przede wszystkim dlatego, że to właśnie średniowiecze dało podwaliny pod to wszystko, co wydarzyło się później. Także w seksie.

Średniowiecze to czas gruntowania się pozycji kościoła katolickiego w Europie. To także czas odbudowywania się cywilizacji po okresie rozpadu Cesarstwa Rzymskiego i związanych z tym zawieruchach wojennych, upadku handlu i zaprzepaszczeniu odkryć naukowych. Oczywiście, nie była to epoka pozbawiona innowacji– wymyślono m.in. młyn wodny, pług z kołami, pod koniec epoki wynaleziono druk. To czas wielkich plag i epidemii, powszechnej śmierci i osobliwej nią fascynacji.

Rozpusta precz?

Jednak największy wpływ na życie ludzi w średniowieczu miał Kościół. Chcąc władać sferą duchową mieszkańców kontynentu, musiał zawładnąć całkowicie ich codziennym życiem, dając zasady, stojące w całkowitej opozycji do tego co działo się w czasach upadku rzymskiego imperium.

Seks w średniowieczu oficjalnie był tematem tabu. Starożytnej rozpuście i uciechom cielesnym przeciwstawiano wstrzemięźliwość i cnotę, a seks był dozwolony jedynie w celach prokreacyjnych, przynajmniej w kościelnej doktrynie. Co nie znaczy, że w praktyce życie seksualne pozbawione było pikantnych urozmaiceń.

Współżycie seksualne było wykluczone w czasie Wielkiego Postu i Adwentu, a także w święta i niedziele. Obliczono, że ci którzy zachowywali te wskazania, mogli współżyć 185 dni w roku. Nie było to mało dla ludzi, którym współżycie seksualne jawiło się jako zagrożenie zdrowia, a nawet życia. Nie było też mało dla zarażonych chorobami wenerycznymi, dla których współżycie seksualne stawało się często czynnością bolesną. Ascetyzm był sposobem obrony przed wszechobecnym cierpieniem i śmiercią.

Po raz pierwszy w historii życie erotyczne mieszkańców Europy podzieliło się na dwa odrębne nurty płynące przez wieki niezależnie od siebie. Do połączenia tych nurtów doszło dopiero w szesnastym, czy siedemnastym wieku, a w niektórych krajach, w tym w Polsce, znacznie później.

Seks w worku

Pierwszy nurt to życie erotyczne niższych warstw społeczeństwa: mieszczaństwa i chłopów. Reguły, które wpajał wiernym Kościół przekonywały o grzeszności fizycznych uciech. Cielesna sfera życia był tabu, a seks był ciężkim grzechem. Wśród tzw. „pospólstwa” dochodziło do sytuacji, kiedy miłość cielesną uprawiano wyłącznie w celach prokreacyjnych, ubierając się wcześniej w workowate koszule jedynie z otworami w okolicach narządów płciowych… Jeśli do tego dodamy powszechną tendencję do umartwiania się przejawiającą się m.in. unikaniem kąpieli (w ramach przeciwstawiania się starożytnemu uwielbieniu ciała i higieny), otrzymamy obraz społeczeństwa, gdzie dość łatwo szerzyło się wiele chorób i grzybic, które naturalnie utrudniały czerpanie przyjemności z seksu.

Cała sztuka erotyczna, jako grzeszna, czy wręcz zakazana odchodziła w zapomnienie, ograniczając zachowania seksualne do kilku podstawowych pozycji, wśród których nawet pozycja „od tyłu” uważana była za zboczoną. Jednak klasy niższe radziły sobie w inny sposób. Chłopi ratowali się odprawianiem rytuałów o charakterze czysto seksualnym (np. noc Kupały), a mieszczaństwo korzystało z usług prostytutek. Profesja ta w średniowieczu miała się bardzo dobrze.

Rycerz w lśniącej zbroi

Jednak, mimo straszenia piekłem, mnóstwo ludzi zwłaszcza z klas wyższych, nie potrafiło sobie odmówić przyjemności, jaką jest seks. Tutaj za przykład grupy społecznej, która, owszem, poddawała się naukom i wpływom Kościoła, ale nigdy do końca nie zrezygnowała z uciech cielesnych jest rycerstwo. Pomijając już akty seksualnej przemocy na mieszkankach zdobytych zamków i miast, które miały oczywiście rekompensować niewygody kampanii wojennej, tworzyć się zaczął system zachowań o podtekście erotycznym stanowiący ważny element powstającego kodeksu rycerskiego.

Chodzi tu o zachowania w stosunku do kobiet równego stanu. Powstała instytucja damy, czy wybranki serca, która mogła być nawet mężatką i to nawet zwierzchniego feudała. Z imieniem wybranki na ustach, lub pod postacią jakiegoś fetyszu zawieszonego na widocznej części stroju, rycerze szli w bój, uczestniczyli w turniejowych walkach i wyzywali na pojedynki w obronie jej czci i dobrego imienia. Okazuje się, że owe walki były często dość specyficzną jak na nasze czasy „grą wstępną” zakończoną oczywiście w sypialni.

Średniowiecze to również czas wielkich miłości. Przywiązanie kochanków doskonale widać w takich utworach, jak „Tristan i Izolda”, czy „Pieśń o Rolandzie” (Oda, narzeczona walecznego rycerza, pada martwa na wieść o jego śmierci). By pokazać, jak ogromne znaczenie miała ta więź, można też przytoczyć przykład Abelarda i Heloizy, dla których rozstanie stało się niejako równe końcowi wszelkich doczesnych przeżyć, a zamknięcie w klasztorze mogło symbolizować śmierć.

W obronie cnoty

O seksie nie rozmawiano otwarcie i młode dziewczęta nie miały szans dowiedzieć się czegokolwiek od swoich matek, ale to nie znaczy, że nie „praktykowały”. Sporo było takich, które stawały u ołtarza już nie jako dziewice, niemało i takich, którym wyznaczono rolę nałożnic panów wyższego rodu, oraz tych, którym ciążę usuwano.

Średniowieczu zawdzięczamy też dość makabryczny wynalazek – „pasy cnoty” – żelazne okowy na narządy rodne kobiet, które uniemożliwiały im kontakt seksualny. Pasy takie zakładano kobietom, których mężowie wyjeżdżali na wielomiesięczne a nawet wieloletnie wyprawy wojenne, żeby zapobiec zdradom małżeńskim. Pasy cnoty były przyczyną niejednej choroby i niejednej śmierci, gdyż uniemożliwiały normalną higienę i wywoływały reakcje alergiczne.

Ale kobiety znajdywały sposób na ów wynalazek. Radziły sobie z metalowym problemem przy pomocy wytrychów i usłużnych ślusarzy. Nierzadko dochodziło do „niepokalanego” poczęcia zakutej damy.

Powszechna religijność nie przeszkadzała bowiem w uwodzeniu cudzych żon, które nierzadko wmawiały swoim mężom, że są ojcami poczętych dzieci. Trudniej było tym paniom, których prawowici partnerzy byli w ogóle albo już niepłodni lub też nieobecni w domach przez dłuższy czas, co dość często się zdarzało. W takich przypadkach stosowano zasadę mniejszego zła: lepiej było naciągnąć fakty niż wypędzić żonę i narazić się na wstyd.

To, co działo się w średniowieczu, do dziś ma wpływ na nasze zachowania. Ludzie przestali afiszować się ze swoją seksualnością. Zbliżenie seksualne stało się bardzo intymnym aktem skrupulatnie skrywanym przed oczami bliźnich. W wielu przypadkach tak jest do dziś. Z drugiej strony model dwuznacznych, ukrytych zachowań erotycznych stał się podstawą nowej seksualności opartej na grach, niedomówieniach, tajemnych znakach budujących atmosferę napięcia, którą rozładować może tylko akt seksualny, dający poczucie wielkiego spełnienia – to też istnieje dziś dzięki epoce średniowiecza.

Niezdrowa epoka

Badacze spierają się do dziś, czy syfilis istniał już w średniowieczu. Na pewno istniała rzeżączka. Różnego rodzaju choroby weneryczne bardzo rozpowszechnione w czasach, w których nie znano antybiotyków, z pewnością należały do najgroźniejszych. Awenzoar, średniowieczny medyk, opisał jedną z nich. Objawiała się najpierw „utratą wrażliwości penisa”, a następnie zanikało czucie w innych członkach ciała. Jej pojawieniu się często towarzyszyły czerwone pryszcze na całym ciele. Choroba atakowała system nerwowy. Liczni autorzy średniowieczni przestrzegali więc mężczyzn przed stosunkami seksualnymi z kobietami, których pochwa jest „chora, pełna materii nieczystej, posoczystej, jest wzdęta, albo posiada oznaki innego skażenia”.

Autorzy średniowieczni wiele miejsca poświęcali chorobie przenoszonej drogą płciową, którą nazywano najczęściej „lymphogranulomatose venerienne”. Okres jej wylęgu był krótki i z tego powodu łatwo było ustalić bezpośredni związek pomiędzy relacją seksualną, a pierwszymi symptomami choroby. Po współżyciu seksualnym pojawiało się owrzodzenie, najpierw pojedyncze guzki i pęcherzyki, które następnie obejmowały większe obszary ciała. Po kilku tygodniach ujawniała się infekcja gruczołów pochwiny. Na ciele powstawały małe wrzody, a skóra stawała się fiołkowata z licznymi otworkami, przez które wypływała ropa, często zabarwiona krwią. Wtedy już pojawiała się wysoka gorączka. W kolejnym etapie na powierzchni skóry tworzyły się nowotwory. Rosły one na odbycie, u kobiet na łechtaczce, u mężczyzn zaś na członku i mosznie, a także na nogach. Wyleczona choroba pozostawiała po sobie liczne blizny w kształcie granulek, nie tylko na narządach rodnych, ale i na całym ciele.

Ela Prochowicz

Pin It

Podobne artykuły

Komentowanie wyłączone