Orientację homoseksualną przez lata traktowano w klasyfikacjach medycznych jako zaburzenie, a osoby homoseksualne próbowano „leczyć” szkodliwymi (jak dziś już wiadomo) terapiami konwersyjnymi. Nauka jednak wiele razy w historii wycofywała się z błędnych założeń – mówi psycholog i biolog prof. Wojciech Dragan.
W oficjalnych zestawieniach dla lekarzy i psychiatrów orientacja homoseksualna traktowana była początkowo jako dewiacja. Potem – jako zaburzenie.
„Początek demedykalizacji nastąpił w latach 70. XX wieku w USA, kiedy Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne (APA) uznało, że homoseksualizm – jako kategorię diagnostyczną – należy usunąć z oficjalnego zestawienia zaburzeń DSM (Diagnostic and Statistical Manual of Mental Disorders)” – przypomina w rozmowie z portalem Nauka w Polsce psycholog i biolog dr hab. Wojciech Dragan, profesor z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak dodaje, wycofanie się podobnych decyzji zajęło Światowej Organizacji Zdrowia kolejne 20 lat. Dopiero w 1992 r. homoseksualizm zniknął z Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób i Problemów Zdrowotnych ICD.
„Nauka się profesjonalizuje. Dzięki akumulacji wiedzy wiemy coraz więcej, a przez to nie musimy się posiłkować założeniami, które nie są weryfikowane empirycznie” – mówi prof. Dragan, współautor książki „Orientacja seksualna – źródła i konteksty”. Badacz zaznacza, że w historii nauki jest wiele sytuacji, kiedy naukowcy mając zbyt ogólne dane – formułowali błędne wnioski, mylili się.
Jako skrajny przykład takiego błędu podaje hipotezy dotyczące drapetomanii. Niektórzy amerykańscy psychiatrzy tym mianem określała rzekome zaburzenie psychiczne, które miało powodować, że niewolnicy uciekali od swoich właścicieli. Hipotezy te jednak wkrótce skategoryzowano jako pseudonaukę. „Czasem rzeczywiście pojawiają się w przestrzeni naukowej pomysły, które próbują analizować pewne zjawisko, skupiając się tylko na jednym jego aspekcie, zupełnie tracąc z oczu inne ważne zmienne” – mówi prof. Dragan. Metoda naukowa polega jednak na tym, że hipotezy te są potem poddawane dyskusji, weryfikowane w badaniach empirycznych i – jeśli okaże się, że nie opierają się na faktach – są odrzucane.
Pytany, dlaczego w ogóle orientacja homoseksualna trafiła do klasyfikacji zaburzeń, powiedział, że wychodziło to m.in. z podejść psychoanalitycznych – niebazujących na żadnych badaniach – że orientacja homoseksualna wynika z patologii rozwojowej i jest odchyleniem od normy. „Popularne było wtedy tłumaczenie, że homoseksualność wynika z niedostatku opieki w dzieciństwie” – mówi badacz zastrzegając, że takie tłumaczenie nie ma pokrycia w faktach.
Kolejną sprawą było to, że początkowo psychiatrzy opisywali orientację homoseksualną, biorąc przede wszystkim pod uwagę doświadczenia swoich pacjentów. A wtedy do psychiatrów zgłaszały się osoby o orientacji homoseksualnej, które z jakiegoś powodu bardzo cierpiały psychicznie. Nie była więc to reprezentatywna grupa, na podstawie której można było wyciągać wnioski dotyczące wszystkich osób homoseksualnych.
Dopiero w latach 50. i 60. w nauce podejście do zjawiska homoseksualności zaczęło się zmieniać. Do głosu doszli psycholodzy i seksuolodzy. Sławne badania Alfreda Kinseya pokazały, że w populacji ogólnej spory jest odsetek osób nieheteronormatywnych. Psycholodzy zaś pokazali, że – np. w testach psychologicznych – osób homoseksualnych nie da się odróżnić od heteroseksualnych żadnymi psychologicznymi miarami.
Prof. Dragan mówi, że wokół decyzji o usunięciu homoseksualizmu z listy zaburzeń narosło wiele mitów (niektórzy ludzie nie rozumieją, jak to możliwe, że zdecydowało o tym głosowanie). Badacz wyjaśnia, że decyzja taka zapadła w radzie powierniczej APA po przeanalizowaniu dostępnych danych naukowych. Następnie decyzję tę – na wniosek osób, które żądały utrzymania na liście homoseksualizmu jako zaburzenia – poddano pod głosowanie.
„Nauka nie jest statyczna. Ciągle rewidujemy swoje poglądy” – mówi psycholog. I dodaje, że jeśli wiedza się dezaktualizuje, poddanie nowych wytycznych pod głosowanie nie jest w nauce niczym dziwnym. Podaje przykład, że podobnie było z Plutonem – w 2006 Międzynarodowa Unia Astronomiczna w głosowaniu zdecydowała, że w świetle dostępnych danych Pluton nie powinien być nazywany planetą, a zasługuje raczej na miano planety karłowatej.
Choć homoseksualizm zniknął z oficjalnych klasyfikacji (przez jakiś czas była tam jeszcze orientacja homoseksualna egodystoniczna – dla osób, które nie akceptowały swojej orientacji, potem jednak i ona zniknęła z zestawień), nie od razu zaprzestano „leczenia” pacjentów z homoseksualizmu.
„Problem z terapiami konwersyjnymi był taki, że one mają u swoich podstaw proste rozumienie, czym jest orientacja psychoseksualna” – zaznacza prof. Dragan.
Współcześnie przyjmuje się, że na orientację seksualną składają się trzy komponenty:
1) zachowania seksualne – a więc to, z kim się współżyje,
2) pożądanie seksualne i romantyczne – a więc kogo się pragnie, z kim chce się wejść w związek romantyczny, a także
3) sfera tożsamości seksualnej – czy ktoś identyfikuje się np. jako osoba heteroseksualna czy homoseksualna.
„Tymczasem terapie konwersyjne skupiają się tylko na pierwszej z tych składowych: z kim sypiamy albo nie sypiamy” – zauważa psycholog. Dodaje, że można oczywiście próbować zmieniać czyjeś zachowania w krótkim okresie. Natomiast – jak tłumaczy – zmiana pragnień romantycznych czy tożsamości nie są przedmiotem oddziaływań terapii – nie poddają się łatwo zmianom.
Z wielu badań wynika natomiast, że terapia konwersyjna dla wielu jej uczestników jest szkodliwa. Psycholog wyjaśnia, że w niektórych terapiach tego typu stosuje się drastyczne techniki o charakterze behawioralnym, a w części przypadków udział w terapii związany jest z przemocą stosowaną przez bliskich uczestnika. „To zaś w połączeniu z nieadekwatnością technik prowadzi do cierpienia psychicznego” – mówi Wojciech Dragan.
Powołuje się na dane, z których wynika, że stan psychiczny wielu osób biorących udział w terapii konwersyjnej się pogarsza, a wśród uczestników terapii jest spory – w porównaniu do reszty społeczeństwa – odsetek osób, które podejmują potem próby samobójcze. To m.in. dlatego szereg europejskich i amerykańskich towarzystw zrzeszających psychologów, pedagogów i lekarzy sprzeciwia się stosowaniu terapii konwersyjnych.
„Do analizy tak skomplikowanego zjawiska, jakim jest seksualność człowieka, trzeba przyjąć różne perspektywy. Proces rozumienia, na czym polega seksualność, jest coraz bardziej profesjonalny; próbuje wykorzystywać różne perspektywy. Poruszamy się np. pomiędzy genetyką zachowania, biologią, a teoriami socjologicznymi i zjawiskami z zakresu kultury. Bez całościowego, globalnego spojrzenia, nie będziemy w stanie przybliżyć się do prawdy. A przecież nam, naukowcom, zależy, aby prawdę przybliżać, a nie bazować tylko na swoich przekonaniach, które mogą być błędne” – podsumowuje prof. Dragan.
PAP – Nauka w Polsce, Ludwika Tomala, lt/ zan/