TRX czyli zestaw pasków, który pozwala wykonywać ćwiczenia w podwieszeniu, jest niezwykle popularny w większości klubów fitness. Czy jednak jego wykorzystanie zawsze podyktowane jest niezwykłą skutecznością czy może nieco innymi względami?
TRX powstał jako prosty zestaw pasków, który miał umożliwiać wykonywanie treningów w sytuacjach braku dostępu do w pełni wyposażonej siłowni. Pierwotnie miało z niego korzystać wojsko, jednak ostatecznie TRX wylądował w większości klubów fitness. Istotnie pomysłowość tego wynalazku sprawia, że z łatwością można wykonać na nim trening praktycznie wszystkich grup mięśniowych. Dodatkowo niestabilne pozycje zapewniają spore zaangażowanie mięśni głębokich i umożliwiają pracę nad centralną stabilizacją. Jeśli porównamy zaangażowanie mięśni podczas popularnych ćwiczeń, często okaże się większe niż ma to miejsce w przypadku tradycyjnych odpowiedników z użyciem masy własnego ciała.
Niezbędny sprzęt?
Czytając tego rodzaju informacje można odnieść wrażenie, że TRX jest niezbędnym przyborem w drodze do sylwetki i sprawności. Utwierdzić w tym przekonaniu może liczba kursów i szkoleń z TRX’a oraz trenerów, którzy posiadają stosowne certyfikaty. Jednak podstawową przyczyną popularności prostych pasków jest fakt, że trening w podwieszeniu jest zwyczajnie atrakcyjny.
Kluby w obecnych czasach w ten sposób starają się przyciągnąć nowych klientów. Z jednej strony można przytoczyć argument, że TRX znakomicie wpływa na CORE. Oczywiście, ale pracę nad mięśniami głębokimi rozpoczyna się od ich oceny, a następnie niskich pozycji i nauki aktywowania CORU przez trenujących, a nie od pozycji skrajnie niestabilnych! Można odnieść wrażenie, że część trenerów zwyczajnie o tym zapomniała (lub nigdy tego nie wiedziała).
Kolejna kwestia to większe (w pewnych przypadkach) zaangażowanie mięśni w porównaniu do analogicznych ćwiczeń wykonywanych w stabilnych pozycjach. Racja, ale tego rodzaju argument sprawdzi się w warunkach domowych, kiedy jedyną formą obciążenia jest masa własnego ciała i możliwości progresji są mocno ograniczone, ale nie w ogromnym klubie fitness, który dysponuje pokaźna liczbą gryfów, hantli i wolnego obciążenia, TRX nie ma prawa rywalizacji.
Warto pamiętać, że ćwicząc na paskach nie nauczymy poprawnej techniki wykonywania wielostawowych złożonych ćwiczeń, które są kluczem w drodze do sylwetki i sprawności.
Skąd więc popularność tego rodzaju treningu? Jak wspomniałem, uważam, że przede wszystkim jest to moda, w obecnych czasach trener stara się zadowolić klienta najlepiej jak potrafi, jednak słowo najlepiej nie zawsze musi oznaczać efekty i bezpieczeństwo, a coraz częściej zwyczajnie atrakcyjne formy ruchowe. Dużym problemem staje się również ograniczona wiedza, co sprawia, że wielu trenerów nie wie, jak zabrać się za pracę strukturalną nad ciałem klienta, jak pracować nad ograniczeniami wynikającymi ze stabilności i mobilności oraz dalej pracować nad nauką bezpiecznego, technicznego wykonywania podstawowych, wielostawowych ćwiczeń złożonych z wolnym obciążeniem. Stąd bardzo często, zwłaszcza w dużych klubach można spotkać osoby, które pod okiem instruktora „ćwiczą” przez 45 minut na TRX. Oczywiście mając na uwadze względy konkurencji, której na rynku nieustannie przybywa można ten problem dość prosto ominąć. Posiadając 60 minut na indywidualną sesję z klientem, pierwsze 10 minut warto wykorzystać na rozgrzewkę bazującą na treningu niskiego poziomu z elementami mobilności (i ewentualnie pozycji niestabilnych), która nie tylko przygotuje do ćwiczeń ale pozwoli również w dużym stopniu ocenić braki i problemy strukturalne podopiecznych, oraz wykluczyć ćwiczenia, które w dalszej części treningu mogą okazać się niebezpieczne. Kolejne 20 – 25 minut to trening zasadniczy, który – w zależności od celu – może charakteryzować się różną formułą, jednak w większości przypadków warto wykorzystywać tu elementy wielostawowych złożonych ćwiczeń lub nauki/poprawy ich techniki. Kolejne 15 minut może polegać na „zabawie” chociażby na wspomnianym TRX w sposób atrakcyjny dla klienta, a jednocześnie ukierunkowany na elementy, które chcemy poprawić. Ostatnie 10 – 15 minut to np. świadome wykorzystanie elementów poizometrycznej relaksacji mięśni czy też rollowania. Oczywiście to tylko przykład, wariantów jest niezwykle dużo, ale tego rodzaju podejście sprawi, że możliwe stanie się pokrycie większości elementów związanych z pracą nad ciałem, zarówno z punku widzenia sylwetkowego, strukturalnego jak i zdrowotnego, nie stracimy przy tym atrakcyjnej formuły ćwiczeń, która dla wielu ćwiczących jest fundamentalną sprawą.
Jest tylko jeden warunek, trener musi posiadać wiedzę wykraczającą poza pewne podstawy zdobyte na kursie i jednym czy dwóch szkoleniach (np. z TRXa), które miał okazję odbyć.
Jacek Bilczyński