Ci, którzy nie stronią od dopingu sportowego zawsze znajdą sposób na to, aby udowodnić, jak są silni i jak łatwo przychodzi im pokonywanie innych. Jednym z rozwiązań jest doping genowy. Choć nie słyszy się o nim zbyt często to wydaje się on całkiem skuteczny. Na czym on polega i w jaki sposób można go wykryć?
Geny znacznie wpływają nie tylko na urodę, ale i na to, jaka jest nasza wydolność, wytrzymałość oraz odporność na ból. Wydaje się zatem, że pośrednio determinują również to czy możemy być sportowcami czy też nie. Ci, którzy nie mają odpowiednich predyspozycji z chęcią ulepszyliby nieco swoje geny. Żaden problem! Można to zrobić wprowadzając do niektórych komórek zupełnie nowe geny, np. takie, które pozwolą nam zwiększyć swoją szybkość, a także sprawią, że staniemy się silniejsi albo bardziej wytrzymali.
Czy to wszystko nie wydaje się być fikcją? Wygląda na to, że nie, ponieważ nawet Światowa Agencja Antydopingowa (WADA) wprowadziła już odpowiednie zakazy dotyczące stosowania dopingu genowego – i nie wyklucza, że nieuczciwi sportowcy już uciekają się do takiego oszustwa. Taki rodzaj dopingu działa mniej więcej jak terapia genowa. Nie jest ona niczym nowym. Pojawiła się właściwie w latach 70. XX w., a teraz testuje się ją w różnych miejscach na całym świecie. Jest ona nadzieją w leczeniu np. niektórych nowotworów czy schorzeń oczu.
Być może trudno sobie wyobrazić przebieg całego procesu. Wystarczy jednak przeanalizować to, w jaki sposób postępują wirusy. Terapia genowa działa bardzo podobnie, również wdziera się do komórek i używa przy tym tzw. wektorów wirusowych. W ten sposób geny dostają się do samego jądra komórek, dołączają się do samego DNA i sprawiają, że cała komórka zaczyna produkować potrzebne akurat białka.
Prof. Carl Johan Sundberg ze szwedzkiego Karolinska Institutet sugeruje, że w przypadku atletów pożądane byłyby np. geny, które zwiększają masę mięśniową, unaczynienie tkanek czy liczbę czerwonych krwinek, albo zmniejszają odczuwanie bólu.
Dzięki transferowi genów w ciele sportowca można np. zwiększyć produkcję EPO (erytropoetyny). EPO to hormon produkowany w organizmie – przede wszystkim w nerkach. Hormon ten zwiększa produkcję erytrocytów (np. w sytuacji niedoboru tlenu na dużych wysokościach). U sportowców EPO może poprawiać wydolność. Od dawna hormon ten znany jest jako środek dopingujący i wykrywany w testach antydopingowych. Okazuje się jednak, że tradycyjne testy antydopingowe można przechytrzyć, zmuszając ciało do intensywniejszej produkcji EPO. Sposób ten testowany był już na osobach z niektórymi nowotworami. Geny zwiększające produkcję EPO dostarcza się do mięśni pacjentów (transfer genu do komórek w nerkach byłby zbyt ryzykowny). Dzięki temu organizm zaczyna produkować hormon samodzielnie.
Naukowcy nie wykluczają, że ktoś mógł już skorzystać z tego rodzaju dopingu, dlatego też powstał pierwszy test antydopingowy, który pozwala wykryć ten mechanizm. Jak działa ten test? Wszystko wiąże się z tym, że EPO produkowane w mięśniach nieco inaczej oddziałuje ze związkami w organizmie, niż naturalne EPO produkowane w nerkach. Dzięki temu uda się zdemaskować doping genowy.
Doping genowy nie opiera się jednak wyłącznie na zwiększaniu produkcji EPO w organizmie. W przyszłości może się to jeszcze bardziej rozwinąć, a geny mogą być już dostarczane do wielu innych komórek. Być może usprawniane będą komórki serca, a nawet wątroby, dzięki czemu metabolizm będzie znacznie szybciej przebiegał. Niewykluczone, że poprzez dostarczanie ich do mózgu zostanie z kolei zwiększona tolerancja na ból.
Ten rodzaj dopingu ciągle nie jest jeszcze dobrze znany, a to oznacza, że nie można wykluczyć negatywnych, ubocznych skutków jego działania, a także trzeba wziąć pod uwagę, że genów dostarczonych do własnych komórek nie da się już pozbyć.
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl